Banner Collegium Polonicum

Tekst VIII Dyktanda Słubickiego

Gżegżółka superratownik

 Dyzma prowadził lokomotywę Pm36 wyprodukowaną w roku Pańskim 1937 w chrzanowskiej Pierwszej Fabryce Lokomotyw w Polsce, w Fabloku. Przyszła na świat wraz ze swoją współsiostrą, aby ciągnąć lekkie pociągi ekspresowe. Na próżno wypatrywać jej dzisiaj wśród składów Euro- lub InterCity, czego Dyzma okrutnie żałował. Swej fantasmagorii dał wyraz na łamach tygodnika „Po Szynach”. Teraz jednakże martwił się, czy uda mu się nią dotrzeć do stacji w Słubicach, gdyż zapasu wody w tendrze było     aby-aby. Przeżarty rdzą pływak zszedł po swoim bolcu prawie na sam jego koniec. Mechanik wiedział, że parowóz ochrzczony imieniem „Piękna Helena” może zatrzymać się w pół drogi i wtedy trzeba będzie go zholować ze szlaku. „Dlaboga!” – pomyślał – „coś muszę wskórać”. Maszyna huczała w tonacji As-dur, co nie wróżyło podróży happy endu i nie przypominało maestrii poloneza stalowowolskiego wirtuoza. Drżenie wzrastało i wtenczas Dyzmie przypomniało się o gżegżółce, którą przywiózł był ze wsi Grzegrzółki w powiecie szczycieńskim. Wśród dysharmonii tych nader pendereckich czy lutosławskich brzmień i wstrząsów siedziała sobie ona na jakimś wihajstrze dyndającym na dźwigni hamulca. Maszynista błyskawicznie skreślił na skrawku papieru krótką wiadomość tekstową, czyli w skrócie SMS, i wetknął kukułce w dziób zwiniętą w rurkę kartkę. Ten à la gołąb miał dotrzeć z wiadomością do dyżurnej ruchu w Węglińcu, niejakiej Mai, a może Lidii? Wierzmy, że ptaszka szlag nie trafi, pomoc na czas nadejdzie i w mediach ukaże się nie najgorsza sweet focia niemłodego już maszynisty z jego zazulą, która niedosłyszy.

[Autor: Jan Zgrzywa]