Banner Collegium Polonicum

Tekst VII Dyktanda Słubickiego

Sponsor

 

„Szukam sponsora” – mogłoby brzmieć ogłoszenie. To, co pomyślano by jednak w małomiejskiej społeczności słubiczan o dawcy takiego anonsu, mogłoby wlec się za nim i uczepić się go jak rzep psiego ogona. Opinia publiczna nie lubuje się w prostej paraleli odnoszącej tę naszą sytuację do legendarnej symbiozy Horacego i Mecenasa. Skazuje się na dryfowanie po martwych morzach skojarzeń i niespokojnych oceanach domniemań. Dlatego, nolens volens, należy zdecydować się na inny niż anons sposób pomnożenia budżetu i, co się rozumie samo przez się, zmultiplikowania puli nagród. Można by zawsze spróbować jak ten mnich z zakonu językoznawców chodzić na bosaka po jałmużnę, można też, idąc wspak tradycji dyktand, uszczknąć nieco propozycji z preliminarza, a wtedy powstałby jeno półbudżet, a nie żaden superfundusik. Tylko czy nie wstyd by było tak ciąć na łapu-capu? – rozważam po raz n-ty [enty]. Gdybym jednak nie odchudzał tego mikrozasobu, to bym sprawił, że najbieglejsi ortografowie otrzymaliby niby-gratyfikacje. Jak by zareagowali wtedy piszący, ci nieocenieni niefilolodzy, megakozaccy nieprofesjonaliści, na tę nazbyt wątłą pulkę nagród? Niechybnie jak najkulturalniej i ful [full] wyrozumiale. Niektórzy jednak wpół żartobliwie, wpół ironicznie skarżyliby się ćwierćszeptem, patrząc znad kartki spode łba. Ja spąsowiałbym natenczas niczym młoda gąska i nie za długo pozostałbym w auli. Musiałbym mieć siłę ducha na miarę Ursusowych mięśni (zob. [zob.:] „Quo vadis”), coby wytrzymać tę presję zawiedzionych nadziei, żądań i pożądań rozczarowanych uczestników. Oczyma wyobraźni widzę siebie stojącego jak osłupiała biblijna małżonka Lota i niemogącego z siebie wykrztusić ani be, ani me, ani kukuryku.

 

[Autor: Jan Zgrzywa. Konsultacje: Karolina Kutereba-Irzyk, dr Przemysław Wiatrowski, dr Agnieszka Zgrzywa]